Dziś będzie o powrotach i ubezpieczeniu!!! 🛩🔥🙂

Powroty to słowo, które w naszym przypadku ma wiele znaczeń. Mówimy czasami „wrócił z dalekiej podróży”, mając na myśli powrót z innej rzeczywistości, z choroby. Na naszych oczach dzieje się powrót Bartka do świata świadomości, ze świata śpiączki. To długi proces, trzeba być niezwykle wytrwałym i cierpliwym, ale o tym napiszemy innym razem. W naszej walce o zdrowie Bartka były też powroty fizyczne z różnych miejsc, w których przebywaliśmy, w których Bartka najpierw ratowano, a potem leczono.

Najdłuższą odległość, którą przebyliśmy, to był powrót ze Słowacji, z OIOMu w Szpitalu Wojskowym w Rużemberoku, gdzie, bezpośrednio po wypadku, ratowano życie naszemu dziecku. Powrót ze Słowacji do Polski nastąpił dokładnie rok temu – 26 stycznia 2019, po prawie miesiącu walki. Jak pokonać te 800 km, przez zaśnieżone Tatry, w bardzo mroźną pogodę, z bliskim śmierci człowiekiem, na respiratorze, antybiotykach, z rurkami wychodzącymi z różnych części ciała, z ogromnie opuchniętym mózgiem?!? Ryzyko było ogromne, ale Słowacy już nas wyganiali z OIOIM-u, a przecież w końcu musieliśmy wrócić do Polski.

Ale się w końcu udało! I wiecie co było niezbędne – UBEZPIECZENIE!!! Pamiętajcie zawsze, aby się ubezpieczyć!!!

Bartek jak zawsze rozsądny, ubezpieczył się na wyjazd narciarski i mogliśmy z tego skorzystać. Nie było łatwo, ubezpieczyciel utrudniał, nie chciał przetransportować Bartka do Gdańska. Najpierw wciskano nam powrót karetką, potem śmigłowcem. Wiedzieliśmy, że Bartek nie przeżyje transportu karetką ze Słowacji przez mocno zaśnieżone góry do Gdańska, opuchlizna zgniatała mózg i najmniejszy wstrząs karetki mógł go zabić. Nie wchodził w grę również helikopter, bo musiałby mieć międzylądowanie na tankowanie i nie zapewniał w kabinie stałego ciśnienia – to też było śmiertelnie niebezpieczne dla życia naszego syna. Lekarze w szpitalu zalecili, aby był to samolot medyczny ze stałą komorą ciśnienia. 😯🛩

Kosmos, jak to załatwić?!?! Ubezpieczyciel nie chciał się zgodzić, utrudniał za wszelką cenę, krzyczeliśmy i płakaliśmy z bezsilności.

Zaczęliśmy walczyć z ubezpieczalnią i w końcu udało się! 26 stycznia mieliśmy mega szybki transport z Popradu do Gdańska. To była dziwna podróż, trochę jak z filmu sensacyjnego, nerwowa, a zarazem bardzo sprawna. Wracaliśmy do Polski, do domu, po miesiącu życia w słowackim szpitalu przy łóżku naszego syna na OIOM-ie. Radość mieszała się ze strachem, niepokój z nadzieją. Lęk o to, jak Bartek zniesie drogę, był niewyobrażalny. Godzina lotu (godz. 12:05 – 13:05) i byliśmy na lotnisku w Gdańsku, z naszym kochanym drugim synem – Pawełkiem, i tylko to się liczyło!

.

Gdy dziś myślę o tym, co wtedy robiliśmy, żeby zorganizować bezpieczny powrót Bartka do Polski to wiem, że nie ma życzy niemożliwych. Trzeba bardzo chcieć i wywarzać zamknięte drzwi, nie bać się walczyć i prosić!!!

Przed nami jeszcze wiele powrotów, mamy nadzieję, że damy radę, a dzięki Bogu i dobrym ludziom cuda dalej będą się zdarzały!!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Pamiętajcie, że niemożliwe nie istnieje i ubezpieczajcie się!!!🔥🔥🔥🔥🔥🔥